sobota, 1 grudnia 2012

Przygotowania



Zanim jeszcze nastąpi ten wielki dzień, warto się skusić na choćby kilka zdjęć z przygotowań czy przymiarki sukni. Aneta podczas przymiarki w salonie Atelier Juliette.



 Ostatnie poprawki... :)

poniedziałek, 10 września 2012

Album fotograficzny - czy to już przeżytek?

Cyfryzacja wkracza coraz śmielej w niemal każdą dziedzinę życia (ostatnim miejscem, które omija szerokim łukiem jest już chyba tylko resort ministra Boniego) i często spotykam się z opinią, że tradycyjny album książkowy jest czymś zbędnym i wystarczą zdjęcia w wersji cyfrowej czy prezentacja multimedialna. Niewątpliwie odejście od albumu ogranicza koszty całego reportażu. Ale czy warto rezygnować z tradycyjnej formy prezentacji zdjęć?



Moim zdaniem nie. Zwłaszcza kiedy mowa o wydarzeniu, którego doświadczamy raz w życiu (lub zakładamy, że będzie to raz w życiu) jak np. ślub. Jakkolwiek zdjęcia w wersji cyfrowej warto mieć – choćby w celu wydrukowania kilku lub zrobienia plakatu, czy pochwalenia się na facebook’u, a prezentacja z ładną muzyką też jest przyjemna, to jednak warto pamiętać, że nie każdy doceni zdjęcia oglądane na ekranie laptopa czy telewizora.
 
Gwarantuję, że większość babć, dziadków, ciotek i wójków, a także rodziców, chętniej obejrzy ładnie wykonany album. Co więcej – raz złożony projekt można wykorzystać powtórnie i na przykład obdarować nim rodziców.


No dobrze – ale do czego jest potrzebny album najbardziej zainteresowanym, czyli głównym aktorom np. ślubu? To oczywiście kwestia gustu – jedni wolą obejrzeć prezentację, inni album. Mi osobiście wielką frajdę sprawiło znalezienie sporej ilości zdjęć z mojego dzieciństwa. Jestem przekonany, że przeglądanie kolejnych odbitek jest zdecydowanie przyjemniejszym przeżyciem niż włożenie płyty DVD do napędu i obejrzenie zdjęć na ekranie. Zdjęcia, które trzymamy w rękach mają w sobie ten element magii, którego maszyna nie jest w stanie odtworzyć.
 
 
 
Kiedy już zdecydujemy się na taką formę przedstawienia reportażu, ważny też będzie sam rodzaj albumu. Od najprostrzych z wklejonymi odbitkami (odradzałbym jednak foliowane) po fotoksiążki. A to czy wolimy mieć album jak z księgarni czy bardziej „swojski” to już każdy sam musi sobie odpowiedzieć. Istotne jest, żeby wyjątkowe wydarzenie miało oprawę (również fotograficzną) jak z bajki. Ale jeszcze bardziej istotne jest, żeby to była nasza bajka.


mk
 
PS. Specjalne pozdrowienia dla moich dziadków za zapozowanie do zdjęć ilustrujących niniejszy artykuł :)




niedziela, 19 sierpnia 2012

Photobooth - czyli jak to robią w USA

Na większości ślubów można się zetknąć z dość skostniałą już instytucją "księgi gości". Zasada działania jest prosta - stolik, na nim książka, obok długopis. Goście podchodzą, wpisują życzenia i gratulacje. Tyle.

Amerykanie jednak poszli krok dalej i ostatnio modne jest złożenie takiej księgi ze zdjęć wykonanych w tzw. "photobooth".

foto: sweettevents.blogspot.com

Photobooth to w dużym skrócie przenośny (składany) pokoik z ustawionym wewnątrz aparatem na statywie (zaopatrzonym w zdalne wyzwalanie), dwoma krzesłami oraz niewielką tablicą do pisania życzeń. Zamiast tablicy może być oczywiście książka (lub tablet). A potem robią sobie sami zdjęcie. Albo dwa. Albo więcej.

foto: matthewjohnsonstudios.com

Okazuje się, że takie auto-zdjęcia (bez obecności fotografa), wyzwalają w pozujących więcej luzu, przez co zdjęcia wychodzą nieco szalone - i takie mają być. Goście potrafią wykazać się nie lada kreatywnością kiedy sami robią sobie zdjęcia...

foto: weddingbee.com

Taka organizacja "księgi gości" wymaga oczywiście dodatkowej pracy ze strony fotografa. Nie tylko musi on złożyć konkretne życzenia z konkretnimi zdjęciami ludzi (jak najbardziej konkretnych) w formie akceptowalnej przez drukarnie cyfrowe, ale również musi dysponować "photobooth'em" i dodatkowym aparatem (oraz zdalnym wyzwalaczem).
Po co to piszę? Otóż na sezon wakacyjny 2013 planuję mieć własny "photobooth"! Póki co mam rozrysowaną konstrukcję, a wyposażenie - jak zawsze - będzie zależało od budżetu :)
Trzymajcie kciuki!

mk

środa, 15 sierpnia 2012

Obróbka cyfrowa zdjęć - przekłamanie rzeczywistości?

O obróbce, ilości, jakości i mitach jakie wokół tych zagadnień się kręcą.




Często spotykam się z tezą, że obrabianie cyfrowe zdjęcia jest oszustwem. Uważam, że do póki nie usuwamy elementów ze zdjęcia ani nie dodajemy czegoś, czego w oryginalnym kadrze nie było, cyfrowa obróbka jest jak najbardziej dopuszczalna - ba! Wręcz wskazana.

Dzięki umiejętnej cyfrowej obróbce zdjęcia mogą nabrać niepowtarzalnego charakteru, a także wiele zdjęć, które z jakiegoś powodu nie wyszły najlepiej można uratować. Pomijam już dość oczywiste kwestie kadrowania czy przerobienia zdjęcia na czarno-białe - często z kolorami i światłem można fajnie zadziałać, dzięki czemu zdjęcia mogą być bajecznie kolorowe (albo odwrotnie - przytłumione), roświetlone (lub zgaszone) czy wreszcie mogą nabrać "surowego" lub "maślanego" charakteru.

Należy pamiętać, że zdjęcia na ślubach, eventach czy innych "żywych" okazjach, robi się szybko - nastawy określa się przeważnie tylko raz na daną scenerię, a w trakcie zdjęć najważniejsze jest to, by nie przegapić żandego istotnego momentu.

Co jednak jest najzabawniejsze, zarzuty o "oszukiwanie" przez obróbkę cyfrową słyszę od osób, które są święcie przekonane, że pstrykając JPGa otrzymują "prawdziwe" zdjęcie. Aparat zapisując JPGa sam dokonuje obróbki cyfrowej. Żeby się o tym przekonać wystarczy zobaczyć jak wygląda oryginalne zdjęcie w formacie RAW. Zresztą sięgając wstecz - wywoływanie kliszy i przenoszenie zdjęcia na papier też jest rodzajem obróbki - końcowy efekt zależy bezpośrednio od osoby wywołującej kliszę.

Wreszcie - obróbka obróbce nierówna. Zawsze mnie bawi kiedy słyszę, że ktoś oferuje 1000 lub nawet 1500 zdjęć "profesjonalnie" obrobionych. Przepuszczenie wszystkich RAWów przez ten sam (najczęsciej domyślny) filtr jest z pewnością obróbką, ale profecjonalizm nakazuje zająć się każdym zdjęciem osobno. Wszystko sprowadza się do pytania - co jest dla nas ważniejsze? Ilość czy jakość?

mk

poniedziałek, 16 lipca 2012

A gdyby tak zaproszenia?

Zaproszenia są często bagatelizowane - zostawiamy je na "później", bo przecież są ważniejsze rzeczy przy planowaniu ślubu. A gdyby tak zaproszenie mówiło coś o narzeczonych?


Na zaprojektowanie zaproszeń poświęciliśmy kilka ładnych godzin, sam wydruk zaś zleciliśmy jednej z firm poligraficznych.

Warto poświęcić trochę czasu na przygotowanie indywidualnych zaproszeń - ich niebanalność doceni zwłaszcza rodzina zostawiając sobie je na pamiątkę :)

Na facebook'u też jesteśmy :)

http://www.facebook.com/Square10photography